Spadł dziś pierwszy śnieg.
Jesień skończyła się dla mnie już w październiku.
Listopad jest czymś w rodzaju nie-miesiąca.
Nie bywa on zbytnio sympatyczny.
Jaka jest szansa, że ów miesiąc jest w stanie wywołać depresje?
Depresja to jednak zawsze zbyt łatwo i pochopnie używane słowo. Czasem dół który wwierca się w nas coraz głębiej z każdym dniem jest wciąż tylko dołem. Jestem przecież w stanie go zasypać.
Coraz mniej słońca może tłumaczyć brak chęci by wstać, przecież i tak nie zaburzę rutyny która nasila się swoją zwyczajnością z każdym dniem.
Spadł dziś pierwszy śnieg, jak teatralnie.
Jakby stała za plecami orkiestra dyrygując moment kulminacyjny w emocjach. Ten ostatni dzień miesiąca.
Scenariusz zapisany perfekcyjnie, odliczony co do sekundy, symetryczny i powtarzający się.
Mimo wszystko nigdy nie pomyślę o nim źle.
kocham cię
Piękny post!
OdpowiedzUsuńRównie piękne sa śnieżynki, ale w grupie tracą unikalność. Wiosna zanika w owadach. Lato w upałach. Nie ma pory idealnej.
Ja nawet nie mam pojęcia kiedy przeminęła jesień. Trudno uwierzyć, że to już grudzień. Te ostatnie miesiące są naprawdę jakby właściwie ich nie było.
OdpowiedzUsuńMÓJ BLOG
Pięknie napisane.
OdpowiedzUsuńZawsze się czeka na Twój post, a kiedy już przychodzi to tak szybko mija... ;) Tak pięknie napisane; krótko, zwięźle i na temat. Mój ulubiony cytat: " Spadł dziś pierwszy śnieg, jak teatralnie.
OdpowiedzUsuńJakby stała za plecami orkiestra dyrygując moment kulminacyjny w emocjach." - w o w!
Moją jesień można podciągnąć pod połowę listopada jeszcze, chociaż bardzo nie lubię tej pory roku.
Witam,
OdpowiedzUsuńnie jestem purystką, aczkolwiek zauważyłam kilka interpunkcyjnych mankamentów. Blog, blogiem, luźna forma to luźna forma, ale razi. Chętnie zaoferuję swoją pomoc.
Z poważaniem.